ГОТУЄМОСЬ до ВЕЛИКОДНЯ

WIOSNA W ZIEMIAŃSKIM DWORZE: CODZIENNOŚĆ, OBYCZAJE, ŚWIĘTA, ZABAWY

Nadeszła wiosna… Wysoko na niebo wzbijają się skowronki. Pracownicy z dworów i wsi rozchodzą się po polach. Długim sznurem przylatują bociany, zmęczone daleką drogą.

Głęboko wierzono, że bociany przynoszą szczęście. Jeszcze jesienią przygotowywano im miejsca na gniazda, żeby miały gdzie wracać na wiosnę. Na czubku drzew zębami do góry umieszczono drewnianą bronę. Miała ona zwabić bociana do założenia tam gniazda. Starannie pilnowano, aby w bronie nie pozostał ani jeden żelazny gwóźdź – podobno bociany nigdy nie osiedlają się w miejscu, gdzie znajduje się metal, ponieważ metal przyciąga pioruny.

W marcu zbierano ostatni świeży śnieg. Po tym jak się stopi w ciepłej izbie rozlewano go do butelek, które szczelnie zamknięte przechowywano przez cały rok w piwnicy. Ta cenna «marcowa woda» służyła paniom do mycia.

Wraz z końcem zimy wyczerpywały się zapasy żywności z poprzednich zbiorów. Te uciążliwości najbardziej dotyczyły najbiedzniejszej ludności wiejskiej, która nierzadko głodowała o tej porze roku. Wtedy jadano lebiodę, czyli komosę białą, z której przyrządzano zupy. Gotowano też liście młodej pokrywy, powoju, ostu, a nawet rzęsy wodnej. Mielone żołędzi, kora brzozowa i obierki po ziemniakach, które zbierano i suszono przez całą zimę, były używane do wypieku chleba.

Przez brak żywności udawano się do dworu po tak zwane porcje. Był to rodzaj pożyczki – w zamian za porcję żywności chłop zobowiązywał się do dodatkowej pracy w folwarku podczas lata.

Folwarkiem nazywano rodzaj wielkiego gospodarstwa rolno-hodowlanego, nastawionego na masową produkcję zboża przeznaczonego na zbyt, wykorzystującego pracę chłopów.

WIELKI POST

Od Środy Popielcowej do Wielkanocy trwał najdłuższy i najważniejszy post roku. W polskiej tradycji najczęściej nie ograniczano ilości spożywanego jedzenia, a tylko mięso i masło zastępowano innymi produktami, np. rybą. Dlatego w kuchniach dworskich gromadzono duże zapasy ryb – śledzie w beczkach, konserwy rybne, ryby wędzone. W niektórych dworach nie jedzono mięsa w środy i piątki, w innych – także w soboty. W Wielki Piątek obowiązywał «suchy post», czyli bez masła i nabiału, a nawet obowiązywało zupełne powstrzymywanie się od jedzenia i ulubionych przyjemności, np. palenia fajki.

Czas Wielkiego Postu to był również czas modlitw, uczestnictwa w nabożeństwach, spowiedzi i pokuty.

W Niedzielę Palmową (nazywana inaczej Niedziela Kwietna lub Wierzbna), od której rozpoczynał się Wielki Tydzień, święcono palmy. To były gałązki z wierzby, leszczyny, borówek, barwinka, nieśmierelników, a nawet z malin i porzeczek.

Po powrocie z kościoła poświęcone palmy wkładano za ramy świętych obrazów, aby chroniły dwór i jego mieszkańców od złego. Palono je dopiero przed nadejściem kolejnej Wielkanocy.

W dzień śmierci Chrystusa wczesnym rankiem przystępowano do ubierania w kościele Grobu Pańskiego. Ubierano go w kwiaty, które dostarczał dwór będący kolatorem, fundatorem kościoła.

WIOSENNE PORZĄDKI

Mijała połowa Wielkiego Postu i zabierano się za przygotowanie dworu i folwarku do świąt. Zdejmowano podwójne okna zimowe. Ściany i sufit w kuchni bielono. A pokoje malowano specjalną popielatą farbą, którą przygotowywano domowym sposobem z dodatkiem kleju z rozgotowanych w wodzie starych rękawiczek lub kawałków baraniej skóry.  Wtedy oklejanie pokoi papierowymi tapetami uważano za szkodliwe dla zdrowia.

Dużo pracy wymagało zadbanie o szkła, porcelanę i srebra. Czyścił je chłopiec kredensowy.  Ścierek z reguły zawsze brakowało. Dlatego służba zastępowała je tym, co było pod ręką – serwetami, firankami, a nawet pańskimi spodniami i koszulą.

W KUCHNI

Do zadań pani domu należało również zaplanowanie menu. Gotowaniem zajmowali się fachowcy – kucharka lub kucharz. Kiedy spodziewano się nawału gości bywało ich nawet kilku.

Wiosenne polowania zaopatrywały świąteczny stół w dziczyznę, np. w dziki, głuszce, zające, cietrzewie, chociaż niektórzy nażekali, że mięso tych ptaków jest twarde i żylaste.

W Wielkim Tygodniu przygotowano wielkanocne baby i mazurki. W hierarchii świątecznych wypieków to właśnie baby zajmowały pierwsze miejsce. Musiały być pięknie wyrośnięte, lekkie i puszyste – baba «osiadła», zbytnio przyrumieniona lub z zakalcem była kulinarną kompromitacją! Ciasto takiej baby składało się z białej przennej mąki i ogromnej liczby żółtek (kucharz wielkopolski zalecał litr żółtek na dwie szklanki mąki) utartych z cukrem, doprawiano szafranem i wanilią. Dodawano migdały, najpiękniejsze i ogromne rodzynki i oczywiście drożdże. Żeby baby się nie «przeziębiły» i nie opadły zamykano szczelnie wszystkie drzwi i okna. Rozmawiano tylko szeptem i w żadnym razie nie dopuszczano do bab mężczyzn.

Baby polewano lukrem lub czekoladą, konfiturą. Inne były bez żadnej polewy.

Wielkanocna baba miała zwykle około 30-35 centymetrów wysokości, ale bywały nawet półmetrowe, nazywane «łokciowymi».

A mazurki zależały od fantazji pani domu i od jej indywidualnego pomysłu. Miały najrozmaitsze smaki – karmelowy, pomarańczowy, pistacjowy, marcepanowy, różany in.

WIELKA SOBOTA

Z samego rana w Wielką Sobotę ustawiano w jadalni lub w innym pokoju duży i długi stół. Obfitość stołu była ambicją każdego dworu i każdej gospodyni.  Nawet w ciężkich czasach dbano by niczego nie zabrakło. Na wielkanocnym stole koniecznie musiały być: baby, mazurki, baranek z cukrem z rodzynkami zamiast oczu, szynki upieczone i wędzone, kiełbasy, dziczyzna, oromna głowizna, np. świni, z jajkiem w pysku, prosięta ze słodkim i gorzkim nadzianem, pieczeń, jaja wielkanocne. Przy tym jaja, gotowane i malowane, pzrygotowano setkami, tak by nie zabrakło ich dla nikogo. Za malowanie jaj zabierano się w Wielki Piątek po powrocie z kościoła i wizycie przy Grobie Pańskim.

W Wielką Sobotę wynoszono na zewnątrz koszyki ze święconym i niecierpliwie czekano na księdza. Po wyjściu księdza mozna już było spróbować ciast i mazurków. Mięsa nie wolno było dotykać, bo w sobotę obowiązywał jeszcze post.

WIELKANOC

W niedzielę na śniadaniu we dworze spotykała się cała rodzina. Dawny zwyczaj nakazywał, aby święcone urządzał u siebie najstarszy członek rodu. On też inicjował ceremonię dzielenia się jajkiem.

Wprawdzie jedzenie zajmowało większość świątecznego czasu. Jednak niektórzy odrywali się od stołu i grali w preferansa, jeździli konno, tanczyli.

Dzieci grali w walatkę lub wybitkę. Reguły tej gry nie były skomplikowane – stukano się kolorowymi jajkami, a czyje pozostało całe, ten wygrywał. W Wielkopolsce i na Pomorzu popularny był zwyczaj przygotowywania drobnych prezentów – niespodzianek. Wiosenny zajączek, jak wierzyły dzieci, zostawiał w ogrodzie we dworze koszyczek ze smakołykami, który trzeba było znaleźć. Dużo było przy tym radości i śmiechu.

Ale najlepsza zabawa czekała wszystkich nazajutrz. Lucjan Siemieński pisał: «Ledwo bowiem oczyś otworzył, a może jeszcze snem sklejone, kiedy budzi cię zimna kąpiel. Szklanka wody wylana na twoją głowę, zmusza cię zerwać się z łóżka; chciałbyś złorzeczyć, łajać psotnika albo psotnicę, darmo! Śmiech tylko wzbudzisz i musisz czoło schylić przed starym zwyczajem – bo to oblewany poniedziałek, a raczej Dyngus lub Śmigus».

ZIELONY KARNAWAŁ

Po Wielkanocy na wsi nieciepliwie czekano na kolejne wiosenne święto – Zesłanie Ducha Świętego nazywane powszechnie Zielonymi Świątkami. W ten dzień ze śpiewem obchodzono granice pól. Na gankach i podwórkach, a nawet w psich budach układano pachnące wyściółki z tataraku. Późnim wieczorem na polach rozpalano ognisko. Jedzono przy nich jajecznicę, która, jak wierzono, chroniła od złych mocy. Tańce, skoki przez ognisko, śpiewy trwały do samego rana.

pastedGraphic.png

Автор: Ганна Вербовецька

Перейти до вмісту